Obóz był genialny, cały czas coś się działo, poznałam tylu ciekawych ludzi, zobaczyłam jaki to wysiłek chodzenie po górach.
Więc na miejscu byliśmy o 8:10, opiekunowie zaprowadzili nas do naszych pokoi, rozpakowaliśmy się i zeszliśmy na dół na śniadanie, zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Przeważnie śniadania były o 8, 9 lub 10, zależnie od tego co mieliśmy zaplanowane na dany dzień, chodziliśmy dużo po górach, każdy swoim tempem, ja zazwyczaj chodziłam z przodu, były odpoczynki co jakiś czas. Byłam między inny na : Gubałówce, Dolinie Kościeliskiej, Hala Gąsienicowa, Morskie Oko, Dolina Pięciu Stawów Polskich, Jaskinia Smocza Jama, Sarnie Skałki, Czerwona Przełącz itd. Pokój dzieliłam z 11-letnią Karoliną i 14-letnią Sarą na samej górze pensjonatu. Cisza nocna była po 22, ale my siedzieliśmy sb tak do 1 lub 2 w nocy na świetlicy. Ludzie byli naprawdę super ! Wychowawcy tak samo : pani Becia i pan Witek :D
Wszystko bardzo szybko minęło i ciężko było się rozstać. Chciało mi się płakać, gdy widziałam jak odjeżdża autobus z ludźmi, z którymi tak bardzo się zżyłam, dzięki nim zrozumiałam co to znaczy być yolo, jak walczyć o swoje i jak się dobrze bawić. Naprawdę bardzo ich polubiłam, tęsknie za nimi i mam nadzieję, że zobaczę się z nimi za rok na kolejnym obozie.